PTU - Polskie Towarzystwo Urologiczne

PROFESOR DR HAB. N. MED. MIROSŁAW KAZOŃ 1926 - 1999
Artykuł opublikowany w Urologii Polskiej 2000/53/2.

autorzy

Wojciech Pypno
Klinika Urologii CMKP w Warszawie
Kierownik Kliniki: prof. dr hab. n. med. A. Borówka

Ósmego listopada 1999 r. zmarł Profesor Mirosław Kazoń, wybitny
urolog polski, naukowiec i nauczyciel, wieloletni kierownik Kliniki Uro-
logii CMKP w Warszawie.
Profesor Mirosław Kazoń urodził się w Warszawie w 1926 r. jako naj-
starszy syn Felicji i Mieczysława. Ojciec, inżynier hydrotechnik, w 1928 r.
wybudował na Mokotowie dom, który przez całe życie traktowany był
przez Mirosława jako dom rodzinny. Szkołę podstawową im. Marszałka
Józefa Piłsudskiego ukończył w 1939 r. Z powodu wybuchu wojny nie
mógł rozpocząć planowanej edukacji gimnazjalnej. Ponieważ w czasie
okupacji polskie dzieci mogły uczyć się tylko w szkołach zawodowych,
więc on uczęszczał do szkoły rybackiej. Ponieważ zatrudnieni w niej byli
znakomici nauczyciele uzyskał tam wszechstronne wykształcenie, nie
odbiegające od tego, które mógłby otrzymać w szkole przedwojennej.
Ulubionym przedmiotem młodego Mirosława była historia. Umiłowa-
nie to miało pozostać na całe życie. Historię znał Profesor jak mało kto,
nieomal profesjonalnie. Mógł i lubił rozprawiać godzinami o zawiłościach
politycznych poszczególnych epok, o założeniach strategicznych bitew
i wojen, a w szczególności o przewagach Rzeczypospolitej. Maturę zdał
w 1945 r., a rok później rozpoczął studia w Wydziale Lekarskim Uniwer-
sytetu Warszawskiego, by ukończyć je z dyplomem lekarza w 1952 r.
Jeszcze będąc na studiach Profesor jako wolontariusz podjął pracę w
Oddziale Urologicznym Szpitala im Dzieciątka Jezus, którego ordynato-
rem był doc. Traczyk, a po nim krótko dr Falkowski. Po studiach, przy-
gotowując się do specjalizacji rozpoczął jednocześnie doświadczenia nad
odrostem pęcherza u psów, a eksperymenty te miały zaowocować dok-
toratem. Jednak praca ta została dość brutalnie przerwana przez powo-
łanie na 3,5 roku do wojska. Początkowo w Łodzi, w ramach Kursu Przy-
gotowawczego Oficerów (KPO), a następnie – jako młodszy lekarz pułku
obrony przeciwlotniczej – w Warszawie. Oczywiście stracił etat, ale po
zakończeniu służby udało mu się go odzyskać. Wrócił do znanego sobie
oddziału, który mianowano Kliniką, a Jego szefem został profesor Ste-
fan Wesołowski.
Rodzina
Jego dzieciństwo było w dramatyczny sposób, właściwy dla tego po-
kolenia, skażone wojną, zawsze jednak emocjonalnie był związany moc-
no z rodzicami, którzy zmarli w latach osiemdziesiątych.
Na ostatnim roku studiów ożenił się z Jadwigą Dawidowską. Rok
później urodziła im się córka Małgorzata, a w 1954 r. – Anna. Obdaro-
wały one Profesora w przyszłości dwojgiem ukochanych wnucząt: Ja-
siem i Magdą.
Życie rodzinne Profesora było bardzo udane i szczęśliwe. Oddany cał-
kowicie rodzinie, przez wszystkie lata małżeństwa nie podniósł ani razu
głosu w rozmowach z żoną czy też na dzieci. Niezwykle tolerancyjny
dla córek nie używał niemal wcale zakazów. Podczas pracy w domu:
przygotowywaniami referatów, pisaniem prac lub czytaniem literatury
potrafił się całkowicie wyłączyć; nie przeszkadzały mu ani zabawy dzieci,
ani grające radio czy później – telewizor. Czasem tylko jakiś krótki ko-
mentarz wskazywał na Jego obecność i uczestniczenie w tym, co się dzieje
w domu. Ponieważ praca lekarza pochłaniała Mu coraz więcej czasu,
żona zrezygnowała z zawodu, zajmując się prowadzeniem domu i wy-
chowywaniem dzieci. Okazją do stałego przebywania razem były urlo-
py, które najchętniej spędzali w ukochanych Tatrach.
W początkowych latach powojennych warunki mieszkaniowe Kazo-
niów były bardzo trudne, bowiem w ocalałym domu przymusowo za-
kwaterowano wiele osób. W latach sześćdziesiątych na domiar wszyst-
kiego państwo zabrało bez niemal żadnego ekwiwalentu 600 m2 ogrodu.
W tych warunkach młodzi Kazoniowie, gnieżdżący się z dwójką dzieci
w jednym pokoju zdecydowali się na wykupinie swojej własności. Kosz-
tem wielkiego wysiłku finansowego nareszcie mieli swój dom.
Akademia Medyczna
W 1960 r. Profesor uzyskał specjalizację z urologii, a w dwa lata póź-
niej, po dokończeniu przerwanej pracy przedstawił rozprawę doktor-
ską p. t. Badania doświadczalne nad odrostem pęcherza moczowego u psów.
Biegła znajomość języka niemieckiego pozwoliła Mu na odbycie licz-
nych staży i uczestnictwo w kongresach niemieckich urologów, dwu-
miesięczny staż w Instytucie Karolinska w Sztokholmie oraz bliskie, nie-
raz przyjacielskie kontakty z czołowymi urologami europejskimi.
W tym okresie z pełnym poświęceniem wspierał niestrudzonego bo-
jownika o siedzibę nowej Kliniki Urologii, prof. Stefana Wesołowskiego,
co zostało uwieńczone stworzeniem najnowocześniejszego w owym cza-
sie oddziału urologicznego w kraju.
Podczas pracy w Klinice AM prowadził zajęcia dla studentów medy-
cyny, rozpoczynając swoją długoletnią przygodę dydaktyczną. W latach
1961-1964 był sekretarzem Warszawskiego Oddziału PTU.
Kontynuował przez dalsze lata prace eksperymentalne na zwierzę-
tach, co pozwoliło Mu w 1971 r. na przedstawienie i obronienie pracy
habilitacyjnej p.t. Badania doświadczalne nad resekcją i odrostem moczowo-
dów u psów.
Ordynator
W 1973 r. – już jako jeden z najbardziej znanych urologów w Polsce,
został delegowany przez Rektora Akademii Medycznej na stanowisko
ordynatora Oddziału Urologicznego w Szpitalu Bielańskim.
W 1974 r. został wybrany na Prezesa Warszawskiego Oddziału PTU,
które to stanowisko piastował do 1978 r.
Od 1976 r. do 1980 r., w związku z planami powołania Kliniki Urolo-
gii II Wydziału Lekarskiego A.M., pełnił funkcję ordynatora w Szpita-
lu Wolskim.
Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego
W 1980 r. docent Mirosław Kazoń został Kierownikiem Kliniki Urolo-
gii CMKP. Był to okres burzliwych wydarzeń w Polsce. Docent, gorący
zwolennik ?Solidarności” i jej członek, nie był dobrze postrzegany przez
ówczesne kierownictwo uczelni, toteż Jego spodziewana nominacja pro-
fesorska była ciągle odwlekana.
Wypadki 13 grudnia 1981 roku i stan wojenny były dla Niego niezwy-
kle ciężkim przeżyciem, co nie przeszkodziło Mu z podziwu godną od-
wagą akceptować nie zawsze uzasadnioną hospitalizację więzionych i in-
ternowanych działaczy opozycyjnych, a także bronić w późniejszym
nieco okresie represjonowanych kolegów ze szpitala. Nominację profe-
sorską otrzymał w 1989 r., a więc dopiero w czasie wielkich przemian
politycznych w Polsce.
W latach dziewięćdziesiątych został członkiem elitarnej organizacji
lekarzy Academia Medicinae Poloniae.
W1996 r, otrzymał tytuł, który cenił sobie najbardziej: honorowe człon-
kostwo Polskiego Towarzystwa Urologicznego, którego członkiem zwy-
czajnym był od 1952 r.
W czasie swojej pracy kilkakrotnie wyróżniany był nagrodami i od-
znaczeniami. Otrzymał więc: nagrodę Polskiej Akademii Nauk II-stop-
nia, Złoty Krzyż Zasługi, Złotą Odznakę Honorową ?Za zasługi dla War-
szawy”, odznakę ?Zasłużonego dla województwa siedleckiego”.
W 1997 r. po przejściu na emeryturę pracował, jak wiele lat przedtem,
w Lekarskiej Spółdzielni Profesorsko – Ordynatorskiej, w lecznicy” Con-
stans” oraz podjął nową pracę – bez żadnego wynagrodzenia – w stacjo-
narnym hospicjum onkologicznym.
Szef
Profesor nigdy nie był rygorystą. Nie chciał, a może nie potrafił tup-
nąć nogą ani uderzyć pięścią w stół po to, by przeforsowć swoie racje.
Nie narzucał żelaznej dyscypliny zespołowi, który też nie nadużywał
nadzwyczajnej tolerancji Szefa. Niezwykle oddany chorym, był przez
nich uwielbiany. Niejednokrotnie pacjenci wykorzystywali to, zamęcza-
jąc Go nawet w domu. Niewiarygodna wręcz uczciwość i prawość uczy-
niła Go w sposób naturalny stałym członkiem Komisji Etycznej w szpi-
talu. Był zwolennikiem wprowadzania nowych metod do medycyny, ale
w dobie laserów, komputerów, randomizacji, standaryzacji, itp. zawsze
w centrum uwagi Profesora był człowiek i jego osobisty problem. W co-
dziennej pracy nie wahał się w trudnych sytuacjach zasięgać rady in-
nych specjalistów, a często również młodszych, mniej doświadczonych
kolegów, ucząc pokory dla wykonywanego zawodu.
Naukowiec
Profesor był członkiem urologicznych towarzystw naukowych: Pol-
skiego, Międzynarodowego, Europejskiego, Niemieckiego i Francuskie-
go. Brał udział, najczęściej czynny, w 57 kongresach zagranicznych i
wszystkich krajowych zjazdach PTU, a także licznych sympozjach i kon-
ferencjach. Prócz prac eksperymentalnych na zwierzętach, które były
przedmiotem rozpraw: doktorskiej i habilitacyjnej, przez całe zawodo-
we życie zajmował się działalnością naukową, czego wyrazem jest oko-
ło. 220 publikacji w czasopismach polskich i zagranicznych, w tym zna-
czące monografie i rozdziały w książkach. Szczególne miejsce w pracach
klinicznych zajmuje zastosowanie po raz pierwszy w Polsce kleju tkan-
kowego w urologii, głównie w operacjach nietrzymania moczu u kobiet,
a także w urazowych i operacyjnych uszkodzeniach miąższu nerek. Ura-
zowe uszkodzenia ginekologiczne narządów układu moczowego były
problemem, któremu poświęcał Profesor wiele swojej energii, a wiele
oryginalnych rozwiązań operacyjnych stanowiło ożywiony temat dys-
kusji na licznych kongresach urologicznych.
Z Jego życzliwą pomocą, a często i z inspiracji wprowadzano w Klini-
ce nowe metody diagnostyczne i operacyjne, by wymienić tylko pierw-
sze w kraju zastosowanie lasera wysokoenergetycznego w leczeniu ła-
godnego rozrostu stercza.
Nauczyciel
Profesor w czasie swojej pracy był opiekunem 14 specjalizacji urolo-
gicznych, 7 doktoratów, 2 habilitacji i jednego przewodu profesorskie-
go. Jako kierownik Kliniki Urologii CMKP brał udział w niemal wszyst-
kich egzaminach specjalizacyjnych z zakresu urologii w latach 1980 – 1997, najczęściej jako przewodniczący Komisji Egzaminacyjnych. W tym
czasie egzamin taki zdało około 300 lekarzy z całej Polski. Wielu z nich
przed Nim zdawało również egzamin praktyczny z urologii. Wielokrot-
nie uczestniczył jako członek Komisji Egzaminacyjnych podczas egza-
minów z zakresu chirurgii ogólnej. Pod Jego kierunkiem w Klinice Uro-
logii odbyła staże specjalizacyjne wielka rzesza przyszłych urologów,
chirurgów i ginekologów z całej Polski.
Przyjaciel
Bez przesady można powiedzieć, że życie Profesora znaczone było
miłością. Najbardziej dostrzegalną jej formą była niekłamana miłość do
ludzi, która wyrażała się życzliwością i chęcią obdarowywania dobrem
każdego napotkanego człowieka.
Znał swój zespół, a także rodziny pracowników, dzielił ich troski i ra-
dości, nieszczęścia i dni świąteczne. Miał czas dla każdego – lekarza,
pielęgniarki czy salowej. Pielęgnował tradycje – na uroczystości wigilij-
ne i wielkanocne przybywali nawet dawno już nie pracujący w Klinice
pracownicy. Atmosfera na nich panująca niezwykle integrująca zespół
znana była w całym szpitalu i niejednokrotnie słyszano wyrażane z pew-
ną nutką zazdrości zdania o ?inności” kierowanej przez Profesora Klini-
ki Urologii. Wyjazdy na kongresy nieodmiennie miały charakter przyja-
cielski – zawsze był razem z kolegami ze swojego zespołu. Wprowadził
zwyczaj zabierania pielęgniarek na Zjazdy Polskiego Towarzystwa Uro-
logicznego. Chętnie uczestniczył w nieformalnych spotkaniach zespołu.
To wszystko sprawiało, że ludzie nie odchodzili z oddziału.
Po przejściu na emeryturę pozostawał nadal w ścisłym kontakcie ze
swoim zespołem, pamiętał o imieninach każdego lekarza, pielęgniarki
czy też salowej, bywał w oddziale, zawsze przyjmowany z radością.
Choroba Profesora zaskoczyła wszystkich. Jeszcze w czerwcu podczas
Zjazdu PTU w warszawskiej Filharmonii Narodowej tryskał energią i
optymizmem, a w sierpniu laparotomia nie pozostawiała żadnych złu-
dzeń. Do końca jednak aktywny, wszystkie rozpoczęte sprawy starał się
Profesor doprowadzić do końca. Kiedy jednak zbrakło Mu sił, zgodził
się na hospitalizację w swoim własnym oddziale, wśród wieloletnich
współpracowników i przyjaciół. Do końca starał się nie sprawiać swoją
osobą kłopotu, a ostatnimi przeze mnie usłyszanymi Jego słowami, na
kilka godzin przed śmiercią były: ?Nic złego się nie dzieje”.
Zmarł 8 listopada 1999 r. wśród otaczającej go Rodziny.
Na pogrzeb Profesora 12 listopada bardzo licznie przybyli urolodzy z
całego kraju, wielu lekarzy innych specjalności, pielęgniarki, pracowni-
cy administracji, salowe i wielu pacjentów.
Odszedł wielki lekarz i wspaniały człowiek. Takiego będziemy Go
pamiętać.