PTU - Polskie Towarzystwo Urologiczne

Dr med. Zbigniew Lewicki 22.03.1903-11.09.1991
Artykuł opublikowany w Urologii Polskiej 1993/46/2.

autorzy

Urodził się we Lwowie, gdzie uczęszczał do szkoły. W styczniu 1915 r. Opera Warszawska zaangażowała Jego matkę p. Matyldę Polińską-Lewicką na stanowisko primadonny. Wobec tego razem z matką znalazł się w Warszawie. W 1922 r. po uzyskaniu matury w gimnazjum im. Jana Zamoyskiego wstąpił na Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego, który ukończył w grudniu 1928 r., uzyskując dyplom Doktora Wszechnauk Lekarskich. W okresie studiów brał czynny udział w Akademickim Związku Sportowym i zasłynął jako doskonały pływak. Jako absolwent rozpoczął w pracę w Szpitalu Dzieciątka Jezus w II Klinice Chorób Wewn. U.W. u prof. Witolda Orłowskiego. Następnie odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych San. Rez. Po powrocie z wojska zaczął pracować w oddziale urologicznym u dr Wacława Lilpopa w Szpitalu Przemienienia Pańskiego na Pradze, a potem kiedy oddział został przeniesiony do Szpitala św. Łazarza przy ul. Książęcej 2 pracował tam nadal jako lekarz wolontariusz. W 1936 r. oddział powiększono do 100 łóżek i stworzono etat lekarza miejscowego. Lekarz ów miał obowiązek mieszkać na terenie szpitala, dyżurować co czwartą dobę na Izbie Przyjęć a w godzinach popołudniowych i w nocy nieść pomoc chorym urologicznym. Nowy etat zaporoponowano dr Lewickiemu, ale tego rodzaju praca nie odpowiadała Mu. Etat był wolny, co w owym czasie rzadko się zdarzało. Wtedy dr Lilpop zwrócił się do ordynatora oddziału chirurgicznego w Szpitalu Dzieciątka Jezus dr med. Aleksandra Ambrożewicza, u którego wóczas pracowałem, z zapytaniem, czy nie ma jakiegoś młodego kandydata. Dr Ambrożewicz zaproponował moją kandydaturę. Tak więc rezygnacja dr Lewickiego zmieniła całkowicie moją sytuację życiową — z biednego, „gołego\\\" wolontariusza stałem się „bogaczem\\\", który otrzymał mieszkanie i wyżywienie w Szpitalu, oraz dobrą pensję. Dr Lewicki zaś w tym czasie objął stanowisko kontraktowego Ordynatora w Szpitalu Wojskowym Okręgowym przy ul. Nowowiejskiej, gdzie pracował do 1940 r. Jednocześnie operował prywatnych pacjentów w Szpitalu PCK, a po Powstaniu w Szpitalu PCK w Milanówku. Od 1945 r. do jesieni 1957 był urologiem w Lecznicy Ministerstwa Zdrowia. W tym okresie byłem często przez Niego zapraszany na konsultacje i operacje do Lecznicy.

W dniu 1 października 1949 r. boleśnie przeżyliśmy śmierć naszego Drogiego Szefa dr med. Wacława Lilpopa, który zmarł nagle podczas uroczystego otwarcia Pierwszego Zjazdu Naukowego Polskiego Tow. Urologicznego w Łodzi. Zwolnione stanowisko Ordynatora Oddziału Urologicznego w Szpitalu Przemienienia Pańskiego na Pradze objął dr Lewicki. W połowie lat pięćdziesiątych dr Lewicki miał propozycję objęcia Kliniki Urologicznej w Szczecinie.

Kiedy tuż po wojnie przystąpiliśmy do organizowania Polskiego Towarzystwa Urologicznego i usamodzielnienia urologii, jako odrębnej specjalności, dr Lewicki był w tym okresie bardzo pomocny dzięki temu, że pracując w Lecznicy Ministerstwa Zdrowia miał ułatwione kontakty z władzami w Ministerstwie. Dr Lewicki był członkiem założycielem Pol. Tow. Urol. i wice-prezesem w okresie 21.X.1951 do 9.X.1954 kiedy prezesem towarzystwa był doc. Emil Michałowski (Kraków), a po nim dr med. Tadeusz Mazurek (Łódź). Dr Lewicki był wtedy bardzo czynny. W dniu 9.X.1954 został wybrany prezesem Pol. Tow. Urol. i pełnił tę funkcję do 15.IX.1956. Należy podkreślić, że dr Lewicki znał doskonale języki obce: niemiecki, francuski i angielskij po niemiecku mówił tak biegle, że Niemcy brali go za Niemca. Poza tym był zawsze bardzo elegancko ubrany, miał duże poczucie humoru i dar łatwego nawiązywania kontaktu z ludźmi. Okres Jego prezesury odznacza się nawiązaniem licznych kontaktów zagranicznych. Stało się to możliwe dzięki życzliwości, decydującego tymi sprawami wice-Ministra dr med. Bogusława Kożusznika. Wzięliśmy wtedy udział z dr Lewickim w Międzynarodowym Kongresie Urologii w kwietniu 1955 r. w Atenach, a w drodze powrotnej nawiązaliśmy kontakty naukowe w Szwajcarii i Czechosłowacji. Zwiedziliśmy wtedy kliniki urolog, w: Bernie (E. Wildbolz), Pradze (V. Paćes), Brnie (K. Neuwirt), Ostrawie (K. Uhlir) i Hradec Kralove (J. Bedrna). Zaprosiliśmy naszych kolegów na zjazd w 1956 w Krakowie.

W październiku 1955 byliśmy z dr Lewickim na Kongresie Urologów Francuskich w Paryżu. Poznaliśmy profesorów: Aboulkera, Ciberta, Couvelaira, Feya, Kiissa, Michona i zwiedziliśmy kliniki urologiczne w: Paryżu, Lyonie (Cibert), Bordeaux — (Darget) i Tuluzie (Fabre). Była to dla nas niesłychana okazja po bardzo długiej przerwie wojennej (16 lat) móc zobaczyć nowoczesną urologię europejską. Dzięki nawiązanym kontaktom udział gości zagranicznych w naszym Kongresie w Krakowie (14- 15.IX.1956) był bardzo liczny. Między innymi przybyli: A. Abramian — Moskwa, J. Cibert — Lyon, A. Ćervenakov — Sofia, K. Neuwirt — Brno, 5. Petković — Belgrad, K. Uhlif — Ostrawa, E. Zeman — Praha, VI. Zvara — Bratislawa i inni. Obradom przewodniczył prof. St. Laskownicki i doc. E. Michałowski. Kongres w Krakowie stał się dużym sukcesem urologii polskiej dzięki udziałowi w obradach wielu wybitnych lekarzy polskich, takich jak Z. Bartkowiak, B. Bulanda, S. Czubalski, J. Jankowska, J. Kowalczykowa, St. Laskownicki, T. Lorenz, E. Michałowski, K. Michę)da, F. Nowacki, Z. Ruszczewski, R. Sztaba, S. Szwarc i wielu innych. Do sukcesu przyczynił się wielce kol. J. Leńko ze swoimi współpracownikami jako niezawodny organizator i gospodarz zjazdu, który poniósł wiele troski, aby wszystko wypadło dobrze i aby goście wywieźli z Polski miłe wspomnienia.

W końcu 1957 r. byliśmy razem z dr Lewickim na Kongresie w Paryżu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po powrocie do kraju dowiedziałem się, że dr Lewicki z rodziną zdecydował się pozostać we Francji. Po 3-letnim pobycie w Paryżu wyjechał do Kanady. Początkowo pracował w klinice urologicznej prof. Bourąue\\\'a w Montrealu, a potem w szpitalu w pobliskim miasteczku Valleyfield. Spotykaliśmy się sporadycznie na kongresach urologicznych w Paryżu lub Londynie. W czerwcu 1972 r., wracając z kongresu American Urological Assoc, w Waszyngtonie, udało się nam z żoną odwiedzić pp. Lewickich w Valleyfield.

Muszę podkreślić, że dr Lewicki odznaczał się niezwykłą odwagą osobistą. We wrześniu 1939 r. podczas oblężenia Warszawy pracował w Szpitalu Wojennym, zorganizowanym w budynkach Uniwersytetu na Krakowskim Przedmieściu. Za swoją postawę w tym okresie został odznaczony przez gen. J. Rómmla Orderem Virtuti Militari.

W czasie Powstania był razem z prof. W. Degą-w Szpitalu przy ul. Lwowskiej, gdzie pracą swoją zapisał również piękną kartę. W czasie okupacji znany był z tego, że chodził do pacjentów na wezwania nocne. Mimo, że lekarze mogli mieć nocne przepustki, niewielu odważało się na

wychodzenie w nocy. W czasie okupacji głośną była sprawa zamordowania słynnego ortopedy prof. Franciszka Raszeji w warszawskim getcie i odnalezienie i wydobycie Jego zwłok przez dr Lewickiego. Chciałem wykorzystać okazję i usłyszeć od dr Lewickiego Jego osobistą relację o tym historycznym fakcie. Nie był On skłonny do opowiadań o sobie i dopiero tuż przed samym odjazdem z Valleyfield udało mi się nakłonić dr Lewickiego do podyktowania mi Jego opisu tego tragicznego wydarzenia. Oto Jego wypowiedź:

„Pracowałem wtedy jako urolog w Szpitalu Polskiego Czerwonego Krzyża przy ul. Czerwonego Krzyża 8 w Warszawie, gdzie również pracował prof. Raszeja. Został on zaproszony przez swojego dawnego asystenta, dr Kazimierza Polaka, na konsilium do getta, na co uzyskał urzędową przepustkę od władz niemieckich. Było to 21 lub 22 lipca 1942 r. Około godz. 23.00 tegoż dnia zatelefonował do mnie komendant Szpitala P.C.K., płk. dr med. Zygmunt Gilewicz, że prof. Raszeja do tej pory nie wrócił z getta. Przyjechałem natychmiast do Szpitala (miałem nocną przepustkę) i stamtąd zatelefonowałem do komisariatu Żydowskiej Policji w getcie, gdzie przypadkiem trafiłem na dyżurnego policjanta, który mnie znał ze sportu sprzed wojny. Nie udzielił mi żadnych konkretnych informacji, ale ostrzegł mnie, że byłoby niebezpiecznie tej nocy poszukiwać prof. Raszeji, który prawdopodobnie w ogóle już nie wróci. Zakomunikowałem to płk. dr Gilewiczowi, który byl obecny podczas tej rozmowy. Na drugi dzień udało mi się uzyskać od lekarza urzędowego m. Warszawy, przepustkę do getta (specjalną). W biurze, które sprawdzało przepustki przy wjeździe do getta od strony Nalewek, podano mi adres, gdzie odbywało się konsylium. Poszedłem pod ten adres na ulicę Chłodną w pobliżu Kościoła Karola Boromeusza. Dom był zupełnie pusty. Znalazłem tam tylko dozorczynię, która mnie zaprowadziła na II p. i pokazała mi mieszkanie, w którym został zabity prof. Raszeja i lekarz, który Go zaprosił na konsylium — dr Kazimierz Polak. Z opowiadania dozorczyni wynikało, że wystrzelani zostali wszyscy obecni wraz z chorym. Był to pierwszy dzień, kiedy zaczęły się masowe morderstwa Żydów w getcie. W poszukiwaniu zwłok udałem się na cmentarz żydowski, tam dozorca cmentarza pokazał mi dół, do którego w dniu wczorajszym przywieziono szereg zastrzelonych ludzi. Wszystkie zwłoki były przysypane wapnem, ale udało nam się po krótkim poszukiwaniu odnaleźć zwłoki Profesora. Był w ubraniu bez butów i bez dokumentów; w kieszeni znaleźliśmy kilka małych klisz rtg (zmniejszenia), przedstawiające prawdopodobnie operowane kości. Nie ulegało wątpliwości, że śmierć nastąpiła wskutek dwóch ran postrzałowych: jedna w środku czoła, a druga nad prawym oczodołem. Profesor był wysokim mężczyzną i wydaje się, że został zabity w pozycji siedzącej. Wylotów kul na głowie nie zauważyłem. Wywiezienie zwłok z getta nie było takie łatwe i udało się tylko dzięki życzliwości pracowników Zakładu Oczyszczania Miasta, którzy mieli prawo wjazdu do getta. Zatelefonowałem do Z.O.M., który przysłał samochód „śmieciarkę\\\", w której przewiozłem zwłoki do Szpitala Polskiego Czerwonego Krzyża. Przy wejściu do Szpitala była mała kapliczka, gdzie złożyliśmy zwłoki Profesora. Jeszcze przed wyruszeniem z cmentarza zatelefonowałem do szpitala, że przyjeżdżamy, tak że cały personel szpitala był zebrany przy kapliczce. Było to około godziny 5.00 po południu. Był tam wtedy obecny dr med. Bolesław Hryniewiecki — chirurg. Nadmieniam, że prof. Raszeja był ordynatorem oddziału ortopedycznego w naszym Szpitalu.

Na zakończenie muszę zaznaczyć, że całą tę wyprawę odbyłem sam, wbrew radom i przestrogom wszystkich włącznie z lekarzem urzędowym niemieckim, który dając mi przepustkę przestrzegał przed niebezpieczeństwem tej wyprawy do getta — specjalnie tego dnia, w którym zaczęły się „masowe morderstwa\\\".

Spisane przez prof. dr med. Stefana Wesołowskiego, bawiącego z krótką przyjacielską wizytą w Valleyfield u dr Zb. St. Lewickiego, na 3 godziny przed odjazdem „Stefana Batorego\\\" do Polski.

I pod tym własnoręczny dopisek dr Lewickiego z pieczątką „Dyktowano i pisano w wielkim pośpiechu tuż przed odjazdem. Czytałem i potwierdzam\\\" Valleyfield Que, Kanada, dnia 21 czerwca 1972 godz. 10.00 dr Zbigniew S. Lewicki (pieczątka)

Wyczyn ten był prawdziwie bohaterski!

Po powrocie do kraju maszynopis tego opowiadania przesłałem do prof. Józefa Bogusza do Krakowa z prośbą o umieszczenie w numerze oświęcimskim „Przeglądu Lekarskiego\\\".

PP. Lewiccy powrócili do kraju po 22 latach i dane im było przeżyć w Ojczyźnie wśród przyjaciół jeszcze parę pięknych lat. Pani Lewicka zmarła parę tygodni przed swoim ukochanym mężem. On zakończył życie w Oddziale Urologicznym Szpitala Praskiego, którego kiedyś był ordynatorem. Dzięki życzliwości ordynatora oddziału, dr med. Andrzeja Kidawy, i jego współpracowników otoczono dr Lewickiego serdeczną opieką, zapewniając Mu spokój na ostatnie dni Jego życia.

Dzięki za to Kolegom!